Hektolitry alkoholu wylewają się z książek Bukowskiego, a w Hollywood płynie ich w dwójnasób. Butelka wina goni tutaj poprzednią i rzadko okazuje się ostatnią. Ale to nie powieść o piciu trunków, ale o pisaniu i realizacji scenariusza Ćmy barowej – filmu o alkoholikach.
Film obejrzałem jako dopełnienie Hollywoodu. Tak – jest niezły, dla mnie 7/10. Kilka nawiązań odnalazłem, choć zdaje się, że nie ma ich tak wiele. Książka bardziej kluczy wokół kłopotów z ekranizacją scenariusza, niż o jego treści, a tym samym i filmie.
Zrobimy ci film
Problemy z finansowaniem i realizacją produkcji pojawiają się w treści co rusz. W Hollywood liczy się przede wszystkim sukces kasowy, dlatego mało kto chce podjąć się scenariusza o alkoholiku przesiadującym cały dzień w barze.
Producenci minimalizują wydatki, nie wypłacają pensji, ingerują w skład realizatorski, a nawet wstrzymują produkcję w trakcie dni zdjęciowych. Aktorzy dokładają do tego swoje trzy grosze, bo choć są zachwyceni scenariuszem, mają swoje zachcianki. Gdyby nie upór reżysera i kilka zbiegów okoliczności film nie miałby szans zaistnieć. W tym wszystkim uczestniczy Henry Chinaski – autor scenariusza, główny bohater książki, a zarazem alter ego Charlesa Bukowskiego.
Henry Chinaski
Z Henrym spotkałem się już w Listonoszu. Polubiłem tę postać, cynicznego mizantropa, nie stroniącego od alkoholu i kobiet. W Hollywoodzie jest starszym facetem, mogę napisać ustatkowanym (ma stałą partnerkę i pieniądze), który jest rozpoznawalny jako pisarz wśród swoich czytelników. I chyba przez to wydaje się bardziej wyważony, chłodny i spokojny, już nie tak ostry i bezkompromisowy.
Jasne, nadal jest świetnym obserwatorem i komentatorem świata, w którym przyszło mu się obracać. Dużo w nim szyderczego i uderzającego prosto między oczy humoru, kpiny i drwiny. Efekt? Niesztampowy Chinaski wydaje się najbardziej normalną osobą w świecie filmowym, w którym dominują wyrachowani i zepsuci artyści, wariaci i alkoholicy (wystarczy wspomnieć Francoisa i jego kury w czarnym getcie).
Napisy końcowe
Jak mi się czytało Hollywood? Szybko i przyjemnie. Trafia do mnie prosty styl autora. Bawi mnie drwina wisząca nad każdą postacią, włącznie z alter ego Bukowskiego. Ta powieść jest żywa, wydaje się mocno prawdziwa. Nie jest to arcydzieło, ale kawałek dobrej, choć łatwej literatury.
Na koniec cytat z książki:
Pisarzem trzeba zostać za każdym razem, kiedy człowiek siada do maszyny. A jak się już usiadło, to przestaje być takie trudne. Czasami największa trudność polega na znalezieniu odpowiedniego krzesła i na tym, żeby do niego dobrnąć. Kiedy indziej nie sposób na nim wysiedzieć.
Ja także b. dobrze wspominam lekturę „Hollywood”, podobnie zresztą jak wspomnianego przez Ciebie „Listonosza”. W tej prostocie stylu Bukowskiego tkwi niezaprzeczalny urok i siła jego prozy. A czytałeś może „Szmirę”? Bo wg mnie to najlepsza powieść Bukowskiego spośród tych, które dotychczas poznałem.
Nie miałem okazji, ale skoro polecasz, to na pewno sięgnę po „Szmirę”. Bukowski to jedno z moich odkryć tego roku. Dzięki za komentarz i zapraszam częściej.